W słoneczny dzień, złowrogi cień
Przyszły postrach i największy koszmar
Jakiego nie znało to miasto
Z chorym planem w swojej głowie
Chce dopaść swój cel
I zetrzeć na miazgę, wdeptać w podłogę
Uroczy dom, na zwykłej ulicy
W środku rodzina, cała szczęśliwa,
Mąż, żona, gromada dzieci
Będą usunięci jak śmieci
Nie podejrzewa niczego złego
Zaraz będą wyrżnięci w pień
Tu, teraz i na zawsze [x2]
Kabel jest przecięty, nie działa już telefon
Uderzeniowy zestaw, od dawna jest gotowy
Już pora by krępować, nękać i mordować
Nikogo nikt nie widzi, drzwi otwarte są
Na łóżku skrępowana, z pętla na szyi
Przerażone oczy, zastygły w bezruchu
Ojciec na podłodze, wszędzie jest bałagan
Również uduszony i zarżnięty jak prosiak
Następne ofiary, umarły tak jak chciałeś
Potworną śmiercią, którą im zadałeś
Następny dom, kolejny mord
Zupełnie sama, kobieta jak dziecko słaba
Nie miała sił by bronić się
Krtań zmiażdżona,
Pod jego butem przygnieciona
Denis- penis, jak tak mogłeś
My już wiemy co Ty chciałeś
Nad jej zwłokami brandzlowałeś się
W ciemnej piwnicy powiesiłeś dziecko jej
Za boga uważałeś się, chory sukinsynu
30 lat lat udawałeś, na policję wydzwaniałeś
Swoje listy wysyłałeś
Nienawidzi córka, przeklneła Cię rodzina
Chciałeś gwiazdą być, a jesteś będziesz nikim